Na zdrowie, Janku!

Podziel się

– To gdzie idziemy, panie Janku? – Zawsze marzyłem, aby zadać to pytanie Himilsbachowi.

Marzenie to jest tak samo dziwne, jak i niemożliwe do spełnienia. Gdybym jednak miał okazję spotkać go siedzącego samotnie na jakimś murku w upalny dzień, popijającego tanie piwo, to co wtedy?

Prawdopodobnie zaprowadziłby mnie do najbardziej obskurnej knajpy w stolicy, gdzie przy wejściu przywitalibyśmy się ze wszystkimi „zakapiorami” okupującymi miejsca przy ladzie barowej i nielicznych stolikach. Sami usiedlibyśmy w najmroczniejszym i najbardziej zadymionym zakątku pomieszczenia. Milcząc jeszcze przez chwilę, Pan Janek zapaliłby kolejnego papierosa bez filtra i gestem ręki przywołał znudzoną „szefową”, która zapewne nalewałaby akurat komuś piwa, co chwila doglądając przy tym swych pożółkłych paznokci.

– To co zwykle – wymamrotałby, jak to miał w zwyczaju Himilsbach, kierując swe zmęczone spojrzenie gdzieś w przestrzeń „mordowni”.

Po kilku minutach kobieta wróciłaby z dwiema szklankami wypełnionymi do ¾ swych wysokości czystą wódką oraz dwoma odgrzewanymi kotletami schabowymi, podanymi na papierowych talerzykach.

W takiej atmosferze, pijąc alkohol i zajadając się wątpliwej jakości mięsem, chciałbym wysłuchać wszystkich historii, jakie posiadał w swym arsenale Himilsbach.

A miał on do powiedzenia wiele, gdyż był postacią niezwykle barwną, ciekawą, obdarzoną niepowtarzalnym poczuciem humoru, lecz przy tym tajemniczą i chyba nie do końca „rozgryzioną”.

Nawet data jego urodzin nie jest znana historykom, gdyż w oficjalnej metryce chrztu, jako dzień jego przyjścia na świat, widnieje data 31 listopada 1931, która nie występuje w żadnym kalendarzu. Sam zainteresowany skwitował ten fakt słowami: „Jeden dzień w tą, jeden dzień w tamtą, co za różnica.”

Miał rację. W jego przypadku liczby nie odgrywają żadnego znaczenia, gdyż to nie dzięki nim został zapamiętany.

Z resztą, gdyby nie samorodny talent aktorski i pisarski, Himilsbach mógłby śmiało skończyć swój żywot niezapamiętany w ogóle lub, co najwyżej, jako kryminalista, lub bezimienny pijak.

Już w wieku 16 lat trafił do więzienia, natomiast po wyjściu na wolność trudnił się jako ślusarz, piekarz, górnik i kamieniarz. Z tym ostatnim zawodem wiążą się z resztą dwie dość ciekawe historie.

Pierwsza z nich jest dla mnie wyjątkowo osobista, gdyż dotyka bezpośrednio mojego rodzinnego miasta Warki. Słyszałem kiedyś z opowieści, głównie starszych mieszkańców tego miasta, iż w dawnych czasach do miejscowości zjechał nie kto inny niż Himilsbach, który otrzymał zlecenie renowacji grobu bohatera narodowego – Piotra Wysockiego, pochowanego właśnie w Warce.

Jakież było moje zdziwienie, gdy kilka lat później, dokładny opis tej historii przeczytałem w jego „Opowiadaniach Zebranych”.

Druga anegdota powstała po opublikowaniu pewnego wywiadu, podczas którego na pytanie, czy Himilsbach stawia sobie wyżej swoją twórczość literacką czy też kamieniarską, odpowiedział ku zaskoczeniu dziennikarki, że kamieniarską, gdyż jak stwierdził: „jego dziełem granitowym, nikt sobie dupy nie podetrze”.

To właśnie podczas tych nielicznych i tylko cząstkowo zachowanych wywiadów, powstawało najwięcej anegdot z nim związanych oraz konfabulacji na temat jego przeszłości, które Himilsbach nie rzadko samemu rozpowszechniał.

W kolejnym wywiadzie, w którym brał niegdyś udział, został zapytany o odmowę wzięcia udziału w filmie reżyserowanym przez samego Stevena Spielberga. Jako przyczynę nie wyrażenia zgody na jego angaż w hollywoodzkiej produkcji, podał brak chęci do nauki języka angielskiego, którą uargumentował w typowy dla siebie sposób: „Spielberg się rozmyśli, a ja zostanę z tym angielskim, jak ten chuj”.

Nie wiem czy usłyszałbym te historie bezpośrednio od niego, w tamtej knajpce, ale nawet jeśli by o nich zapomniał, zapewne na ich miejsce dowiedziałbym się o tysiącu innych, równie zabawnych, przewrotnych i inspirujących opowieściach.

Himilsbach był taki, jak opowiadane przez niego anegdoty – prawdziwy, bezkompromisowy i niezwykle ludzki. Był iskrą świecącą na tle ówczesnej peerelowskiej kinematografii i literatury. Pochylał się nad człowiekiem słabym, opisywał go takim, jakim był w rzeczywistości i utożsamiał się z nim. Sam, mimo iż nie był postacią krystalicznie czystą i prawą pokazywał, że w życiu liczy się człowieczeństwo i zwykła ludzka dobroć, a nie status materialny. Dlatego też, obserwując go w „Rejsie” lub innym filmie, zobaczymy w Himilsbachu przede wszystkim dobrego wujka o mądrym spojrzeniu, który widział już chyba wszystko, a dopiero później aktora i odtwórcę roli. Właśnie to sprawia, że jego epizodyczne role w filmach stają się namiastką prawdziwego życia, a pisane przez niego opowiadania są do bólu prawdziwym protokołem naszego istnienia. Na zdrowie, panie Janku!

Robert Perendyk, absolwent WUE


Podziel się