Słoikowo

Podziel się

Warszawa to dziwne miasto. Powierzchownie urzekające, przy bliższym poznaniu traci. Kusi i przyciąga tłumy maturzystów, karierowiczów i tych, którym wydaje się, że „wylansować” się można tylko będąc w stolicy.

Kiedyś mnie fascynowała, wydawała się piękna. Dzisiaj myślę, że jest szara, pusta i męcząca. Jest pełna „słoików”, którym wydaje się, że poświęcając jej wszystko, dostaną coś w zamian. Dostaną – samotność w wielkim mieście i niezliczone godziny spędzone w korkach.

Denerwuje mnie całe to zamieszanie i niekończące się rozważania o „słoikach”. Ktoś po prostu nazwał po imieniu zjawisko, które opanowało Warszawę. Nazwał zresztą bardzo trafnie.

Przypomniała mi się niedawna dyskusja o warszawskich „lemingach”. Tych, co to harują w korporacjach i mieszkają w apartamentowcach. Określenie nie mniej ironiczne, ale odzew nieporównywalnie mniejszy. Nikt się nie obrażał.”Lemingów” jest jednak mniej niż „słoików”. I rzecz najważniejsza. „Słoik” chce być bardziej warszawski niż rodowity Warszawiak. A właśnie „słoik” dzisiaj reprezentuje Warszawę.

Jeszcze słowo o „lansie”. „Warszawka” to dzisiaj nie elity intelektualne, tylko tłum przypadkowych ludzi. Znanych z tego, że są znani. Wielka szkoda.

Nie ma w stolicy niczego zachwycającego, co można by porównać z artystycznym klimatem Krakowa czy świeżością Trójmiasta. Warszawie brakuje charakteru. Jest coraz bardziej mdła i nijaka.

Sama byłam „słoikiem”. Kilka lat spędziłam w Warszawie na studiowaniu, szukaniu swojej drogi, potem wykańczającej zabawie, która była jedynie ucieczką od problemów i prawdziwego życia. W końcu stolicę opuściłam z wielkim hukiem i wróciłam do miejsca, z którego tak bardzo chciałam uciec mając „naście” lat.

Wróciłam. Bardzo zmęczona i rozczarowana Warszawą.

Ewa Miller, absolwentka WUE


Podziel się