Wywiad z Polly

Podziel się

Gdyby zapytać fana grupy Monty Python o ich najlepsze dzieła, z pewnością obok takich filmów jak „Żywot Briana” czy „Sens życia” wymieni także krótką etiudę „Skecz z martwą papugą”.  Oprócz Michaela Palina i Johna Cleese występuje tam jeszcze jedna, dziś już przez wielu zapomniana, gwiazda – Polly, martwa papuga.

Odnalezienie Polly wymagało wytrwałych poszukiwań i wielu rozmów telefonicznych. Wreszcie, po długich tygodniach, odnalazłam papugę w sklepie zoologicznym w niewielkim miasteczku pomiędzy Ipswich i Bolton. Swoim zwyczajem była przybita do drążka wewnątrz klatki.

Na wstępie chciałabym bardzo podziękować za możliwość rozmowy. Jestem pani wielką fanką…

Ach, dziękuję. Dziś już mało kto potrafi docenić warsztat prawdziwego aktora. A przecież to nie tylko mimika i dykcja, ale także zbudowanie postaci od podstaw, od jej motywów, pragnień, doświadczeń, cech charakteru.

Czy mówi pani poważnie? Nie chciałabym umniejszać pani zasług, ale zagranie martwej chyba nie wymaga dużych przygotowań…

O, tu się pani myli! Prace nad rolą prowadziłam przez blisko sześć miesięcy przed rozpoczęciem zdjęć.

Jaka część tych prac zajęła pani najwięcej czasu?

Przede wszystkim pochyliłam się nad zagadnieniem nieuchronności śmierci w rozumieniu Seneki Młodszego i Epikteta. Jak pisał Kleantes, Prowadź mię tedy, Zeusie, i ty, przeznaczenie. (…) Bunt-zbrodnią, iść-konieczność, skargi-nie pomogą… – ten cytat stał się mottem mojej postaci. Według mnie potrzeba pogodzenia się ze śmiercią to imperatyw kategoryczny. Pokłóciłam się zresztą o to z Kantem.

Tak, pani dyskusja z Immanuelem Kantem wywołała duże poruszenie. Niektórzy byli skłonni przypisywać pani winę za porażkę niemieckich filozofów podczas pamiętnego meczu z Grekami.

Nonsens! Greccy filozofowie po prostu są lepsi od niemieckich. Nietzsche może i miał dużo do powiedzenia, ale kiedy przychodzi do kopnięcia piłki, nie ma mocnych na Archimedesa.

Przejdźmy do głównego tematu tego wywiadu. Nasi czytelnicy zastanawiają się, co się z panią stało. Mimo świetnie zapowiadającej się kariery, po „Skeczu z martwą papugą” zniknęła pani ze świata filmu. Czyżby brzemię sławy okazało się zbyt ciężkie do udźwignięcia?

Myślę, że ówczesny przemysł filmowy nie był gotowy na przyjęcie kogoś takiego (po raz pierwszy „Skecz…” został wyemitowany w grudniu 1969 – przyp. red.). Spójrzmy prawdzie w oczy – na papugę rasy Norwegian Blue nie czeka w Hollywood żadna kariera, nie wspominając już o martwej papudze tej rasy.

Świat filmu jednak nadal się rozszerza, daje nowe możliwości, czy rozważa pani powrót do kariery?

Kilka lat temu dałam się namówić na epizodyczną rolę w „Piratach z Karaibów”, ale mam wrażenie, że to już nie dla mnie. Zresztą, kto by teraz już o mnie pamiętał…

Zapewniam panią, że fani wciąż wspominają pani popisy kaskaderskie w scenie, w której John Cleese uderza panią o sklepową ladę. Czy utrzymuje pani kontakt z grupą?

To dobrzy ludzie, czasem mnie odwiedzają. Wciąż najlepszy kontakt mam z Johnem.

Nasi czytelnicy chcieliby wiedzieć, co się z panią działo przez te wszystkie lata?

Nie nudziłam się, to pewne. Byłam martwa na uniwersytecie w Toronto, w instytucie historii plemion wschodnioafrykańskich, wiele czasu spędziłam w bagażu pewnego kanadyjskiego badacza, właśnie na Czarnym Kontynencie, w szczególności w Rogu Afryki. Później, za namową pewnego znajomego księgowego, zaciągnęłam się do grupy cyrkowej i przez następne lata byłam martwa w klatce wiszącej w gabinecie dyrektora cyrku. Kilka lat temu, po spotkaniu na pogrzebie Grahama (Chapmana, jednego z założycieli grupy Monty Python – przyp. red.) planowaliśmy wystawić musical na lodzie – taka forma sztuki była wtedy bardzo modna. Rozpoczęliśmy nawet prace, scenariusz był gotowy. Skecz ze mną został rozszerzony do półgodzinnego setu. Niestety produkcja stanęła w miejscu, kiedy okazało się, że papugi w łyżwach nie da się przybić do drążka. To był mój ostatni kontakt ze światem szołbiznesu. Postanowiłam zwolnić tempo, przeprowadziłam się w rodzinne strony. Nie mam już żadnych ambicji, wolę zacisze swojej klatki i stabilność, jaką daje mi drążek. Ale nie będę ukrywać, że zdarza mi się tęsknić za dobrymi czasami spędzonymi z chłopakami nad talerzem mielonki…

Naszą rozmowę przerwał dźwięk dzwonka wiszącego nad drzwiami do sklepu zoologicznego. Pożegnałyśmy się ciepło i opuściłam rodzinne miasteczko Polly.

Rozmawiała Karolina Hofman, absolwentka WUE


Podziel się